poniedziałek, 22 lutego 2016

Recenzja: Emilie Simon - The Big Machine

Jak można zadebiutować na tym blogu, jeśli nie inaczej niż piosenkarką absolutnie nieznaną w Polsce, na dodatek pisząc o ogólnie najsłabszej jej płycie? Mniam.

Emilie Simon - kto to w ogóle jest? Multiinstrumentalistka, producentka i Francuzka. Śpiewa głównie w ojczystym języku, ale nie stroni też od angielskiego. Jak do tej pory wydała 6 płyt. Jedno dzieło (Végétal), jeden OST (La marche de l'empereur - ten album zdobył w Polsce nawet jakąś tam popularność, jako jedyny), jeden debiut (hoho, doprawdy?) i 3 inne płyty, które wydają się nieznacznie słabsze od 3 wyżej wspomnianych.
Ach, bym zapomniał o chyba najważniejszej kwestii, czyli co to w ogóle za muzyka, panie? Pop z tych ambitniejszych, delikatna elektronika a wszystko obtoczone delikatnym wokalem, nawet momentami zbyt dziecinnym dla ignoranckiego ucha. Ktoś gotowy? No to jazda, jazda Emilie Simon.

Recenzja płyty tej pani po polsku to zdecydowanie rzecz, której brakuje w Internecie. Pozwolę sobie nadrobić. Tyle słowem wstępu do części właściwej.

Ocena jak i ogólna opinia na temat tej płyty spowodowała, że podchodziłem do tej płyty jak do przysłowiowego jeżozwierza. Niepotrzebnie. Jasne, nie ma tutaj takiego uroku jak na debiucie czy Végétal, ale nadal jest tu wystarczająco dużo materiału, żeby uznać tą płytę za - co najmniej - niezłą. Ciekawe melodie, nieszablonowe aranżacje i kilka zapożyczeń z twórczości innych śpiewających pań sprawia, że The Big Machine to rzecz godna uwagi dla Poszukiwaczy Zaginionej Arki Nieszablonowych Dźwięków.

Całość dla mnie dość mocno przypomina taką radośniejszą siostrę Franky Knight. Dużo elektroniki, ale też "analogowe" brzmienie klawiszy, które robi naprawdę uroczy klimat w takich kompozycjach jak Ballad of the Big Machine czy Nothing to Do With You (toż to kawałek brzmiący jak trochę tylko "unowocześniona" Kate Bush). Przy pierwszym kontakcie ta płyta nie porwie. No nie ma bata. Jednak przy dłuższej znajomości można odkryć, że utwory tu wydane spowodują, że nóżka potupie, mózg przełączy się w tryb Uroczej Nostalgii a sama Emilie w końcu dotrze do co wrażliwszych serduszek.

Jeśli - Drogi Czytaczu - dotarłeś aż tutaj, uznałem że należy się nagroda. I to nie nagroda w stylu "dzięki, że przeczytałeś, jesteś naprawdę super!" ale Nagroda nie w kij dmuchał! Otóż proszę klika absolutnie najciekawszych utworów z tej płyty wg mojej skromnej osoby. Nagroda godna królów, prawda? (proszę, zostań ;__;)  Idąc chronologicznie - Rainbow, Nothing to Do With You, Ballad of the Big Machine oraz Rocket to the Moon. Jak płyta z takimi rzeczami może mieć jakąś śmieszną średnią w stylu 3.26 na RYMie? Najpewniej to krajanie ES się wzięli i zdenerwowali, że pani ta śmiała po raz pierwszy (i jedyny jak na razie) wydać płytę w całości po angielsku. Jako że mój czołg ma więcej biegów do przodu niż do tyłu i mogę nie rozumieć toku rozumowania tego dumnego narodu, to muszę stwierdzić że absolutnie mi to nie przeszkadza. (errata na szybko: w utworze "Fools Like Us" pojawia się język francuski, ale na krótko, więc żądza języka nie była satysfakcjonująca jak zgaduję.

Czy warto zacząć znajomość z Emilie Simon od tej płyty? Absolutnie nie. Jeśli jednak czytając te wypociny pomyślałeś sobie "hm, ten człowiek z internetu może zmienić moje muzyczne życie" to nalegam wręcz. Weźże człowieku słuchawki, poszukaj na jakimś Spotifaju czy Jutubie płyt tej pani i spróbuj. Może jesteś tym jednym promilem ludzkości, który Się Zna.

PS: The Big Machine nie ma na Spotify. Za to jest reszta. Jestem okrutny i nielogiczny. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz